Pierwsze kolonie i półkolonie dla dzieci w Żyrardowie (część 2 z 2)

 Pierwsze kolonie i półkolonie dla dzieci w Żyrardowie (część 2 z 2)

Wraz z końcem I wojny światowej i odzyskaniem przez Polskę upragnionej niepodległości, Żyrardów znajdował się w tragicznej sytuacji, wynikającej ze zniszczenia Zakładów Żyrardowskich oraz ogromnego bezrobocia. Jednak wbrew przeciwnościom losu, w Żyrardowie kontynuowano chlubną tradycję kolonii letnich, a także rozpoczęto nową, organizując pierwsze półkolonie dla żyrardowskich dzieci.
W tym celu, pod koniec lat 20. XX w. na obrzeżach miasta pod lasem sokulskim, wybudowano 4 podłużne, drewniane budynki, w których przebywały dzieci w trakcie kolonii i półkolonii. Projekt ten mógł być zrealizowany dzięki zaangażowaniu takich osób jak: Władysław Dzikiewicz - nauczyciel i społecznik, członek Koła Związku Obrony Kresów Zachodnich w Żyrardowie, od 1926 r. na emeryturze, czy Edmund Orlik – wieloletni prezydent Żyrardowa.
Z kolonii i półkolonii w Żyrardowie korzystały np. dzieci ze Śląska, czy z dawnych polskich ziem na zachodzie, znajdujących w granicach Niemiec, które w naszym mieście pielęgnowały swoją polskość. Poniżej fragment wspomnień Władysława Dzikiewicza, dotyczący grupy dzieci, „kolonistów”, z Katowic:
„Chłopcy z Katowic, tyleż chłopców z Żyrardowa, otrzymali dużą piłkę i rzucając ją, łapali i albo się posuwali na przód, albo się cofali; zależało od rzutu piłki i jej złapania. Po zdobyciu mety, grupa prawa przechodziła na lewą, a lewa na prawą stronę i gra zaczynała się od początku (…) Godzina 12.30 rozległ się głos trąbki. Hasło, że obiad gotowy.
Każdy wychowawca swój oddział ustawiał w pary i zbliżał się do kuchni. Blisko kuchni stały szopy pokryte dachem na wypadek deszczu. W szopach długich na 50 metrów urządzono z desek stoły, a po jednej i drugiej stronie stołów ławki do siedzenia. Tam właśnie, każdy oddział miał wyznaczone miejsce, na którym zasiadał i zjadał swoją porcję obiadu. Obiad składał się z pożywnej zupy z chlebem.
Na podwieczorek dzieci dostawały kubek mleka i kawałek chleba. Po podwieczorku wyludniała się półkolonia, żyrardowskie dzieci szły do domu. Nasi Ślązacy zostawali na miejscu, bo dla nich przygotowano pożywną kolację z mięsem i kompotem. Nasze panie dbały o to, aby tym, z daleka od matczynych pieleszy, dzieciom na niczym nie zbywało, aby one mile wspominały swój pobyt w Żyrardowie. Zakłady Żyrardowskie każdemu z dzieci dostarczyły mundurek i spodenki.
Koło Związku Obrony Kresów Zachodnich w Żyrardowie dopełniło umundurowanie dzieci, kupując czapki z daszkami i paskami skórzanymi. Ładnie chłopcy wyglądali, tylko obuwie nie odpowiadało całości. Zaprowadziłem całą gromadkę do szewca, pobrał miarę i buciki po 10 zł w parę dni dostarczył. Wkrótce zaprosiliśmy pana prezydenta m. Żyrardowa, aby zobaczył, jak chłopcy są wyekwipowani.
Podobała się panu prezydentowi postawa umundurowanych chłopców, zauważył jednak, że pończochy różnego koloru nie przyczyniają się do estetycznego ich wyglądu i rozporządził, by na jego własny koszt nabyć jednakowego koloru i materiału pończochy. Tego tylko czekaliśmy. Zaraz zaprowadzono chłopców do Powszechnej Robotniczej Spółdzielni Spożywców. Zamówiliśmy i już na drugi dzień chłopcy szli do kościoła, jak świeżo wyekwipowani harcerze w nowych jednego koloru pończochach.
Przez cały czas pobytu dbaliśmy o higienę. Od 1 do 28 lipca chłopcy ze Śląska byli 3 razy w kąpieli w łaźni fabrycznej. Chłopcom zważonym ponownie przed odjazdem, przybyło na wadze od 0,7 kg do 5 kg. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że z obowiązku opieki nad sprowadzonymi dziećmi ze Śląska wywiązałem się bez zarzutu, pomimo trudności finansowych (…)
Pragnę tu wspomnieć o podróży tych chłopców do Warszawy. Byliśmy na Grobie Nieznanego Żołnierza, zwiedzaliśmy katedrę św. Jana, Zamek Królewski i Muzeum Narodowe. Po obiedzie poszliśmy nad Wisłę i statkiem popłynęliśmy w górę rzeki. Jakże dzieci cieszyły się z tej wycieczki, a po kolacji chodziliśmy po ulicach, podziwiając reklamy i dopiero o północy dotarliśmy do Żyrardowa. Była to podróż zapamiętana na całe życie. W dniu odjazdu każdy chłopiec na pamiątkę otrzymał z rąk prezydenta Edmunda Orlika interesującą książkę”.
Na zdjęciu półkolonie w Żyrardowie, 1929 r. (fot. anonim, w zbiorach Muzeum Mazowsza Zachodniego w Żyrardowie). Uchwycono na nim m.in.: Władysława Dzikiewicza oraz Edmunda Orlika.
Mateusz Waśkowski
Historyk, Kustosz Muzeum Mazowsza Zachodniego w Żyrardowie.
Post pochodzi z profilu autora na FB - Echo Żyrardowskie.